sobota, 19 stycznia 2013

37. Przesunąć horyzont.


Popularna dziennikarka telewizyjna wchodzi na najwyższą górę Ziemi. Czy poza medialnym szumem wynika z tego coś jeszcze? Czy ekstremalne osiągnięcia innych ludzi mogą cokolwiek wnieść w nasze życie?
A jednak...
Tam gdzie jest się najbardziej samotnym wśród ludzi, tam gdzie cisza huczy głośniej niż lawiny i gdzie najgroźniejsze jest to, co najbardziej upragnione, można znaleźć odpowiedzi na najważniejsze pytania.
Dlaczego ktoś po dwukrotnym złamaniu kręgosłupa myśli o zdobyciu Mount Everestu? Po co w ogóle rzucać wyzwanie własnym słabościom? Dlaczego człowiek tak bardzo pragnie spojrzeć śmierci w oczy?
Właśnie, dlaczego...

"No więc włączyłam te Fakty i był materiał o górach. [...] Poraziły mnie te zdjęcia. Całą ta sytuacja, zmaganie się z trudnymi warunkami, szczęście wspinaczy, radość ze zdobycia szczytu... Wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl, że muszę spojrzeć gdzieś dalej. Nie mogę nieśmiało zerkać na jutrzejszy dzień i myśleć, że znowu muszę poddawać się tej nudnej, żmudnej rehabilitacji. Muszę spojrzeć dużo, dużo dalej. [...] 
Ale ziarenko już zakiełkowało w mojej głowie. Obraz z Shisha Pangmy i film o zmaganiu się Rosjan  z siłami natury na Evereście uzmysłowiły mi, że to jedyna droga. Że kiedy jest tak bardzo, bardzo źle, to musisz przesunąć horyzont. Nie możesz myśleć tylko o tym, że następnego dnia trzeba wstać i ćwiczyć, żeby dojść do jakiejś tam formy. Musisz spojrzeć na tyle daleko, żeby dojście do formy było tylko nic nieznaczącym etapem, bo prawdziwy cel leży znacznie dalej. A w zasadzie - wyżej..."*

***

Przed świętami szukałam jakiejś książki podróżniczej do kupienia. Po długich rozmyśleniach padło na Martynę Wojciechowską - wspaniałą kobietę, a jednocześnie mój wzór do naśladowania. Czytałam już "Etiopia. Ale czat!", więc ta książka odpadała na stracie. Po długich poszukiwaniach i wielu opiniach ustaliłam, że najlepsza będzie "Przesunąć horyzont". Przeczytałam kilka recenzji i stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie. A dlaczego? Bo:
- o wyprawie na Everest, gdzie ja uwielbiam książki o podróżach dookoła świata;
- Everest = zimno, gdzie ja wolę cieplejszy klimat :)
- i ogólne złe wspomnienia po chodzeniu po górach.

Tak, byłam  w górach ok. 1,5 roku temu i był to mój pierwszy raz. Z racji tego, że odkąd pamiętam wolałam Bałtyk (ewentualnie Mazury), do tego wyjazdu podchodziłam dość sceptycznie. Jednak nie było innego wyjścia i musiałam jechać w Bieszczady :) Widoki powaliły mnie na kolana. Nie skłamię, jeśli napiszę, że patrzyłam przez szybę z otwartymi ustami (no w końcu pierwszy raz widziałam góry! :D). Byłam zauroczona.  Następnego dnia po przyjeździe poszliśmy pochodzić po górach. Na początku było OK, jednak przed południem wyszło słońce, które przygrzewało coraz bardziej i bardziej. A my szliśmy i szliśmy bez końca... Już traciłam wiarę w to, że kiedyś wreszcie dojdziemy. Marzyłam o prysznicu i łóżku. A my stale szliśmy. Czułam się jeszcze gorzej, gdy patrzyłam na naszego ok. 70-letniego przewodnika, który szedł z kijkiem, ale SZEDŁ, a nie toczył się oraz moją nauczycielkę, która jest dwa razy taka jak ja, a cały czas mnie wyprzedzała. Później stwierdziłam, że muszę być na przodzie - wtedy w chwilach odpoczynku będę miała więcej czasu na to, aby usiąść. Gdy wreszcie doszliśmy na szczyt (nie pytajcie mnie jaki, bo - wstyd się przyznać - ale nie pamiętam :|, ustalmy, że prawdopodobnie Tarnicę) zobaczyłam jeden z najpiękniejszych widoków mojego życia, jednak powiedziałam, że nigdy więcej :P 


W czwartek byłam w bibliotece i zobaczyłam Przesunąć horyzont na półce. W końcu kupić jej nie kupiłam, ale wypożyczyć i przeczytać? Dlaczego nie? No i wypożyczyłam. W piątek wieczorem już leżała na biurku. PRZECZYTANA, a raczej wchłonięta :-) 
Zawsze jak myślałam o wyprawie na Everest wyobrażałam sobie, że zimno, że ciężko, ale to przecież TYLKO Everest ;) No co za ignorancja! Teraz wiem, że jest okropnie trudno, a nawet jeszcze trudniej. Mój podziw i uwielbienie dla Martyny wzrosły niepomiernie.


Pamiętam jak podczas chodzenia po Bieszczadach szła obok mnie pewna starsza pani. Chyba tak źle wyglądałam, bo powiedziała do mnie, że ona zawsze mówi, że to jej ostatni raz. Jednak zawsze wraca, Też chciałabym wrócić :) Nie myślę jednak o Evereście, jeszcze nie zwariowałam :D Może Tatry, może ponownie Bieszczady (i Tarnica - żeby być w 100% pewną :D). Wiem tylko to, że to dzięki tej książce. Po jej przeczytaniu wiem, że nie mogę "śmiało zerkać na jutrzejszy dzień", tylko "spojrzeć dużo, dużo dalej".


Może zdjęcie Mount Everestu kogoś zmobilizuje ;)

wikipedia.pl


A Wy ile zdobyliście szczytów? Może marzycie o jakimś?

Pozdrawiam i gorąco zachęcam do przeczytania książki :)


*cytat z książki "Przesunąć horyzont"